niedziela, 11 lis 2018
Święto Samodzielności
Tak się zastanawiam, co to właściwie jest ta niepodległość. Kiedy w latach 20. Irzykowski zarzucał futurystom, że są plagiatorami, to nie chodziło mu tylko o to, że zwyczajnie zrzynają pomysły od włoskich i rosyjskich poetów. Irzykowski wierzył, że skoro Polska w końcu jest niepodległa, to powinna być niepodległa po całości, tak w polityce, jak w literaturze. A nawet w prawie – kiedy komentował nową ustawę o prawie autorskim, to pisał, że fajnie, dobra ochrona, ale to wszystko gdzie indziej wymyślone, nie u nas. Oczywiście ponosiło go polemicznie, ale brzmiało to trochę tak: sami, sami, sami, sami sobie wszystko wymyślimy, sami siebie wymyślimy, nawet wymyślanie sami sobie wymyślimy. Było to trochę naiwne i histeryczne, ale Irzykowski po prostu poważnie potraktował ten pomysł: niepodległość. A przecież musiał wiedzieć, że polska niepodległość właściwie została podpisana (i napisana) we Francji, że są traktaty, zobowiązania, że cała ta niepodległość stoi na różnych podległościach. Co ciekawe, to Jasieński i Stern – cokolwiek niefuturystycznie – odpowiadali mu wtedy, że jak to, że historii nie da się tak łatwo skreślić, że wpływy zagraniczne to normalna sprawa, że kosmopolityzm kultury itd. No więc zastanawiam się, czy nie byłoby im wtedy jakoś łatwiej się dogadać, gdyby się tak nie skupiali na niepodległości (która jest prostym przeciwieństwem podległości) czy niezależności (w której jakoś niebezpiecznie pobrzmiewa „nie zależy mi”), ale zamiast tego na przykład na samodzielności. Bo chyba można być samodzielnym, ale jednocześnie akceptować to, że się zależy od innych, co wcale nie oznacza, że się im podlega?